Uwaga, artykuł zawiera dużo Poloneza oraz memy wykorzystane bez wiedzy i zgody ich twórców
Polska motoryzacja to cała plejada samochodów, jeden gorszy od drugiego (sorry, ale takie są fakty – uwielbiam te samochody, zrobiłem nimi więcej kilometrów niż autami z jakiegokolwiek innego kraju, wiem doskonale co piszę), przy czym za trzon najpopularniejszych modeli osobowych można uznać trzy auta: Fiaty 125p oraz 126p i właśnie Poloneza. Przy czym Polonez jawi się obecnie jako pojazd, o którym mówi się najgłośniej – najwięcej jest go we współczesnej popkulturze, filmach, teledyskach czy memach. Mało tego, ten wóz najczęściej jest używany jako punkt odniesienia do opisywania innych samochodów. Dlaczego tak jest?
Wóz jest przede wszystkim cholernie charakterystyczny: bryła typu lift back to jest coś co go wyróżniało od zawsze na tle innych aut jeżdżących po Polsce i to był początek przyrównywania poszczególnych aut zachodnich do Polonezów – jak najłatwiej opisać było liftbacka przez wiele lat w naszym kraju? „Taki [wstaw dowolny przymiotnik zazwyczaj związany z krajem pochodzenia] Polonez.” Niejeden samochód tak opisywano, najbardziej pamiętam z tamtych czasów porównywanie do Poloneza angielskiego Rovera SD1 (kurczę, te samochody dało się spotkać w ruchu i praktycznie wszystkie wyginęły), obecnie mam wrażenie że do Poloneza najczęściej się przyrównuje Citroena BX. Nie robiono takich paralel z Dużym Fiatem czy maluchem, 125p był zbyt generycznym autem: 3-bryłowych kancików było wtedy multum, to była podstawowa bryła samochodu przez wiele lat, a maluch to maluch, oddzielna kategoria samochodu, coś zupełnie innego niż wszystkie inne auta jeżdżące po naszych drogach, jedynie Cieniasy nazywano „współczesnymi maluchami”, albo Fiaty 500 „poprzednikami maluchów” czyli nic odkrywczego, zwykłe stwierdzanie faktu. W dodatku Poloneza stale porównuje się do Lancii Delty – mimo, że ten mit dawno obalono to nadal wiele osób uparcie twierdzi, że Polonez jest wręcz odrzuconym jej konceptem. Nie, oba auta po prostu pochodzą z tego samego studia projektowego i tej samej epoki, dlatego są do siebie podobne. Cała sprawa urosła do rangi farsy, gdzie każde starsze auto to „literalnie Polonez”. Niektórzy walą tym tekstem dla żartu, ale sporo osób pisze albo mówi zupełnie poważnie widząc w każdym starym klunkrze Poldka.
Inna sprawa to środowisko zajmujące się tymi samochodami. Maluchy to specyficzne auta dla specyficznych ludzi – przy fabrycznej konfiguracji nie da się nim za bardzo poszaleć, konieczne są przeróbki, z Dużymi Fiatami podobnie – no dobra, silnik z przodu plus tylny napęd plus silnik lubiący wysokie obroty to już bardzo fajne połączenie, ale tymi samochodami najwięcej dokazywano w czasach sprzed ery Internetu lub w czasach gdy ów medium raczkowało. Obecnie są to raczej cenione klasyki, których nie opłaca się przerabiać czy upalać, bo to zwyczajnie zbyt droga zabawa. Co innego Polonez. Do niedawna było to najtańsze tylno napędowe auto dające jakąś frajdę z upalania pod sklepem, w dodatku wersja z silnikiem 1.4 Rovera to już było coś co fajnie się odpychało: spytajcie się tych z Wołomina – nie bez powodu zbudowali oni swoją legendę na takich właśnie Polonezach. Jest to poza tym auto bardzo wdzięcznym tematem do przeróbek, znacznie wdzięczniejszym od malucha: można do nich wkładać silniki Rovera o jeszcze wyższej pojemności i mocy, dwulitrówki Opla, czy jednostki z BMW, no i dwuwałkowe Fiata – Polonez wszystko przyjmie i będzie fajnie na tym śmigać, no i w przeciwieństwie do malucha ewentualna kolizja takim autem nie musi oznaczać śmierci na miejscu. Dlatego jako maszyna do upalania przez wiele lat był to całkiem wdzięczny wóz. To jest jeden aspekt środowiskowy.
Ten drugi wynika z mentalności miłośników tego samochodu oraz jego rynkowej pozycji. Fani maluchów są całkowicie świadomi faktu, że fascynują się małymi pierdzikami, które były po prostu najtańszą opcją na rynku – ani to wygodne ani szybkie ani bezpieczne, a w trasy jeżdżą tym tylko tzw. świry (inaczej niż za komuny, ale komuna padła ponad 30 lat temu, więc cicho), a Polonezy? Segment dużo wyższy, w momencie debiutu rywalizowały z Oplami Ascona, czy pierwszymi Passatami, a w czasach późniejszych z Golfami i Astrami, czyli nadal z autami uchodzącymi za pełnoprawne. W dodatku biły je wszystkie na głowę wyposażeniem standardowym: grzana tylna szyba, obrotomierz, przednie światła przeciwmgielne, regulowana kolumna kierownicy, to wszystko przez długi czas były na zachodzie bajery wymagające dopłaty. Dało się tym samochodem pojechać normalnie w trasę w kilka osób plus bagaż, za komuny to był powiew prawdziwego luksusu, a w latach 90. całkiem rzetelny wóz rodzinny. To wszystko sprawia, że sprawa statusu Poloneza jako pełnoprawnego samochodu jest lepszym powodem do dyskusji niż w przypadku malucha, niestety sprawia to też, że Polonez staje się tematem fascynacji wielu skończonych debili.
W środowisku łatwo o tzw. fanatyków – ludzi, którzy będą bronić honoru tego auta jak Jasnej Góry przed Szwedami. Nie wystarczy im tylko wybronienie honoru tego samochodu, że 3-podporowe OHV (uwierzcie mi, niska trwałość silnika to w mniejszym stopniu wina tych nieszczęsnych trzech podpór, a bardziej problematycznej jakości komponentów, z których je robiono – jeśli mi nie wierzycie to spójrzcie na trwałość silników w takich chociażby Skodach Favorit czy Feliciach – ich konstrukcja była bliźniacza) i staromodne zawieszenie na resorach piórowych było rozwiązaniem nienajgorszym jak na polskie warunki, bo dzięki temu pojazd dało się łatwo serwisować i wytrzymywał bez większych bólów beznadziejny stan naszych dróg, który wymiernie poprawił się dopiero w XXI wieku. Te upośledzone zwierzęta nie przyjmują do wiadomości faktu, że w latach 90. ten samochód nie wytrzymywał konkurencji z zachodnimi autami. On powinien był zawojować zachód, jest jednym z najlepszych samochodów świata i basta! Przez samo wyposażenie standardowe jest pojazdem dużo lepszym od ówczesnych BMW, Volkswagenów, Opli, czy, w skrajnie klinicznych przypadkach, Mercedesów (jakimś cudem zawsze obrywa się markom niemieckim). Co z tego, że był tak fajnie wyposażony? Co z tego, że na naszym biednym zacofanym rynku był wcale nienajgorszym wyborem? Z automatu ma to oznaczać, że w żaden sposób nie odstawał od technologicznie 20 lat młodszej konkurencji tak? W dodatku tę konkurencję stanowiły auta, które nie były robione byle jak, z byle czego i przez byle kogo, jak nasz duma narodowa, o której awaryjności i braku dyscypliny w macierzystej fabryce legendy krążą do dziś. Nietrudno też o całkowicie toksycznych kretynów, w których widać więcej frustracji niż pasji, ale tacy chyba istnieją niestety w każdym otoczeniu – miałem z takimi do czynienia, na szczęście głównie w Internecie, a tam to wiadomo, że zagląda i ma prawo głosu każdy, nawet największy debil.
Kolejna sprawa to nostalgia do lat 90. Wprawdzie mam wrażenie, ze jej szczyt powoli odchodzi w niebyt, ale zrobiło to swoje. A Polonez jest jej integralną częścią, bardziej niż Fiat 125p, którego produkcja skończyła się na samym jej początku i który w dodatku w ogóle nie wygląda jak wóz z tamtej epoki. Co innego takie Caro – linia boczna to jak najbardziej lata 70., ale przód i tył to już styl lat 90. (przynajmniej tych wczesnych naznaczonych mocno jeszcze latami 80.), w dodatku to jest samochód, który dla wielu był pierwszym nowym autem z salonu, albo pierwszym pełnowymiarowym samochodem po przesiadce z malucha, czy wynalazków pokroju Syreny lub Trabanta. Ten model żyje we wspomnieniach ludzi z rozrzewnieniem rozpamiętujących swoją młodość, poza tym zapisał się w ówczesnej popkulturze. Oprócz niesławnego rymu z piosenki „Chłopcy i dziewczyny” zespołu Apteka („Poloneza Caro kupi ten, co jest naprawdę głupi”) wóz ten wystąpił w niezilczonej ilości ówczesnych filmów i seriali jako nieodzowny element tła, a czasem jako pojazd głównych bohaterów. A najlepsze jest to, że nawet nasza kolumna rządowa jeździła Polonezami – Waldemar Pawlak na zawsze w serduszkach fanów i sympatyków poloneziarzy!
Swoje też dokłada populacja tych aut na zlotach. Samochody polskiej produkcji zawsze były traktowane wyjątkowo na tego typu imprezach i tak pozostaje do dziś: auta zagraniczne muszą pochodzić przynajmniej sprzed 1993, 1990, 1989 albo jeszcze niedawno nawet 1985 roku, a polskie auta nie podpadają pod takie ograniczenia, więc mogą sobie pochodzić z roku 2000 i nikt nie robi problemu. A że maluchów i Polonezów z lat 90. uchowało się naprawdę sporo i wiele z nich trafiło już do koneserów starych aut to ich populacja na zlotach jest od zawsze bardzo duża, co wielu osobom zwyczajnie nie odpowiada, bo przyjeżdża człowiek na kolejną imprezę motoryzacyjną w poszukiwaniu rarytasów i znowu widzi masę Carówek i Plusów zamiast jakiegoś klasycznego BMW czy czegoś bardziej nietypowego jak Peugeot 104 czy nie wiem, Fiat 132.
Dla bardzo wielu fanów polskich aut pierwszą zagraniczną opinią jaką kiedykolwiek usłyszeli o Polonezach były słowa Jeremy’ego Clarksona. Drastyczna rzecz dla poloneziarzy oraz miód na oczy i uszy wrogów tych aut. Oto bowiem nie tylko pan Anglik wypowiadał się o tym samochodzie w samych negatywach, ale też na wizji zniszczył dwa Polonezy grając nimi w zbijaka używając do tego dwóch dźwigów (fantazja Brytyjczyków nigdy nie przestanie mnie zadziwiać). W dodatku kilkanaście lat później ten sam Clarkson powtórzył wylewanie wiadra pomyj na Poloneza robiąc nim sobie małą przejażdżkę, w trakcie której zdarzyły się dwie awarie pod rząd unieruchamiające pojazd (czy to było ustawione czy nie tego nie wiem – w przypadku Top Geara wszystko jest możliwe). I to dla wielu Polaków jest reprezentatywny przykład za jak złe samochody uważane są Polonezy na zachodzie. Oczywiście Clarkson to przede wszystkim szołmen, który ma robić wszystko tak, żeby było ciekawie i kontrowersyjnie (czasami wręcz do przesady, nazywając UAZa najgorszym samochodem świata, bo nie jest szybki ani zbyt hojnie wyposażony pomijając kompletnie fakt, że ten pojazd to narzędzie do pracy w ciężkich terenach a nie osobóweczka do zadawania szyku na mieście), ale z drugiej strony opinie angielskich użytkowników na temat Poloneza naprawdę nie były zbyt kolorowe (a był to naród skazany na jedne z najgorzej zaprojektowanych i wykonanych samochodów świata, jakimi były produkty koncernu British Leyland). Przeglądając różne fora i strony motoryzacyjne widziałem wyraźny podział: samochody te zachwalali ludzie, dla których był to pierwszy samochód, zaś wyklinali praktycznie wszyscy ci, którzy przesiadali się na Poloneza z jakiegokolwiek innego samochodu – nawet Łady i Skody nie miały tak zszarganej opinii jak produkty FSO na Wyspach.
I to wszystko składa się na wizerunek Poloneza w dzisiejszych czasach: stary tylnonapędowiec z potencjałem na upalanie, dobrze wyposażony, ale jednak przestarzały i kiepsko wykonany, wiele osób jest świadomych tego jaki to jest samochód, chociaż istnieją wyjątkowo głośne tępaki, które muszą popadać w skrajności, że albo najgorszy śmieć w dziejach motoryzacji albo najlepsze auto pod słońcem nawet w porównaniu z Merolami, z dość kiepską opinią na zachodzie, będące przedmiotem nostalgii wśród tęskniących za latami 90. W dodatku będące praktycznie od zawsze punktem odniesienia w prostych porównaniach z tym, że dziś przeniosło się to poza same rysy karoserii na również inne elementy samochodu: samochód z silnikiem OHV to jak Polonez, samochód z resorami to jak Polonez, samochód będący tanim pełnowymiarowym wozem na biedniejszych rynkach to jak Polonez. Słowo „Polonez” pojawia się nader często w takich porównaniach. Częściej niż kiedykolwiek. No i najważniejsza sprawa: to jest nasze, przez nas wykonane i nie jest to nasze ostatnie słowo. Nie jest to jakiś plebejski Fiat z polską literką tylko model nie mający odpowiednika u włoskiego producenta z polską nazwą, która z francuskiego oznacza „Polski” (tylko Francuz napisze „Polonaise”, a nie „Polonez”)
To wszystko sprawia, że stary dobry Polonez jest stałym integralnym elementem współczesnej internetowej popkultury, a ta jest mocniejsza i bardziej znacząca w powszechnej ludzkiej świadomości niż kiedykolwiek. Silna jest pozycja Poloneza w świecie memów: popularny charakterystyczny wóz do upalania z lat 90. co i rusz pojawia się w filmikach z wyczynową jazdą i discopolowym hitem „Wakacyjny romans” grupy Skaner. Patriotyczna maszyna do latania bokiem z wulgarną naklejką o dawaniu miodu w rytm disco polo na pohybel Clarksonowi! Dziennikarze i youtuberzy chętnie robią materiały o tym samochodzie, bo to od kilku lat zawsze jest gorący temat. Fanatycy poczują się zdenerwowani i będą pisać, a przeciwnicy poczują się zdenerwowani i będą pisać. Im większe zainteresowanie tym więcej memów i artykułów, im więcej memów i artykułów tym większe zainteresowanie i koło samo się napędza. W filmie stylizowanym na lata 90. musi być Polonez, pojazdem typowego Janusza musi być Polonez, do teledysków disco polo też chętnie sięgają po Poloneza. Z samochodów produkowanych w Polsce ten model jest bodaj największym fenomenem popkulturowym, odnoszę wrażenie, że swą popularnością przyćmiewa nawet malucha, który swoją misję w Polsce już wypełnił, zszedł z centrum uwagi i siedzi w swojej niszy stając się polskim odpowiednikiem Fiata 500, VW Garbusa, Mini, czy Citroena 2CV – pociesznego małego autka, które niegdyś zmotoryzowało swój kraj, a obecnie jest modnym lajfstajlowym gadżetem.
A i tak najlepsi to są ludzie, co kupują Polonezy Plusy i robią z nich pamiątki z PRL-u, to już jest dla mnie wyższy poziom.
A i pamiętajcie: Truck najlepsza buda, a nie jakieś koślawe sedany.