Motoryzacyjne Martwe Zło – czyli SUBIEKTYWNE TOP 7 najgorszych pojazdów

Kojarzycie taką serię familijną* o nazwie Martwe Zło? W skrócie opowiada o perypetiach Asha, sprzedawcy butów na dziale sportowym, który mierzy się z tytułowym martwym złem, przybierającym różne formy. Podczas kolejnego maratonu filmów zacząłem się zastanawiać, jakie pojazdy mogłyby robić za takie martwe zło – no i kilku kandydatów znalazłem.

Zapraszam na subiektywny ranking – piła łańcuchowa i strzelba niewymagane : > aha i jak coś to pojawiają się czasem wulgaryzmy i wyrażam swoje własne zdanie o danym pojeździe, więc nie musi być zgodne z tym jakie macie ; )

*taka seria familijna jak z żyrafy traktor XD

Aha, i gwoli wyjaśnienia – podobny ranking swego czasu zrobił red. Osiowicz toteż nie będę kopiował wozów z niego. Wszystkie stamtąd też tu się nadają do listy XD

Gotowi, no to lecim.

7.Alfa 159

alfa 159
audi 80 w gorszej wersji / Wikipedia

Przyznam że specjalnie daję ten pojazd na początku, ale i też miałem dylemat – wybrać „legendarnego” Alfasuda (o którym wspominał Osiowicz), o którym pamięta może z kilkanaście osób (sprawdzić czy to handlarze złomem targający kupety ze Szwecji czy Finlandii) w tym SzK z Automobilowni (nie wiem czy to czyta, wątpię), czy legendarne 159, pojazd będący owocem krótkiej współpracy GM z Alfą. Do tego by jeszcze pasowała Arna, następca Alfasuda.

Dość pokracznym jakby nie patrzeć – GMowską platformę, której używał srab Saab, skrócono, dzięki czemu „159” ma długi ryjec oraz krótką dupę niczym Audi czy inny Moskwicz Aleko. WUOSKI DIZAJN proszę państwa XD sedan jest pokraczny, kombi wygląda jak najedzony Obelix z komiksów o Asterixie, zaś Brera – pokurcz i AMC Gremlin z pisuarem. XD Lepiej to wygląda we wnętrzu, ale nie pod względem ergonomii czy jakości – no cóż, włoskie auto, więc nikt się nie spodziewa Wilkommen zu Hause z merola.

Jakościowo w kwestii mechaniki też jest – no cóż XD. Problemy z silnikami, przednie zawieszenie czy skrzynia M32 to porażka, wrednie rdzewieje czy ma problemy z elektryką. Mimo tego jest chyba jedną z liczniej widywanych alf na drogach, jak nie jedyną mających naście lat i dalej jeźdżących.

Krótko mówiąc – wóz z gatunku pokochasz albo znienawidzisz; do mnie nie przemawia, więc tytuł motoryzacyjnego martwego zła otrzymuje niebezpodstawnie.

6.FSR/Daewoo/DZT/Intrall Honker

Tarpan po służbie wojskowej i kręceniu wora

Tak wiem, powinienem dać poloneza czy polskiego fiata 125p albo innego malucha bo hurr durr gówno i jakmoszna siem tym interesować som przecież ssijpento i ciongnijpento albo inne ćpunto blabla kupcie moje nalebki HASZTAGczasemgownem.

Patrząc jednak obiektywnie a nie przez pryzmat „śmiesznych” filmików j*tuberów (nie wpuszczajcie jutuberów) to największym motoryzacyjnym martwym złem jaki narodził się w Polsce był Honker z poznańskich zakładów FSR, tych samych co stworzyły Tarpana. Żaden hehe polones, nawet nie FSO 125p czyli parodia niezłego Polskiego Fiata 125p – tylko terenówka stworzona dla polskiego wojska. W kwestii dziadowości i bylejakości przebija go tylko tylko prototyp Pioner

Pioner czyli mało znany pomysł na rodzimy wóz / polskie-auta

– ale Pionera na szczęście porzucono na etapie prototypów, zaś Honkera tłuczono jeszcze nie tak dawno temu – chociaż parę lat minęło, w 2018 stworzono ostatnie sztuki tego gówna…

Honker na papierze nie wydawał się najgorszy – wóz na potrzeby wojska, który z czasem dostanie odmianę cywilną… No w teorii fajnie prawda? W praktyce tak fajnie nie było – o ile prototyp PW-1 z silnikiem z PF 125p jeździł nieźle, o tyle początkowo wsadzano tam co było; Andorię dopiero w latach 90., wczesne Tarpany Honkery miały sieczkarnię, a powiewem Zachodu były silniki IVECO SOFIM i zachodnie bajery. Wszystko wrzucone ot tak do środka, jak do kontenera albo składziku czy innej nadbudowy (a miał ich od metra).

Kwestią czasu było to, czy coś się zjebie albo urwie – na szczęście dało się to zdrutować taśmą tak jak MacGyver powiedział.

Dodajmy do tego fakt, że od groma części było z magazynów FSO/FSM/FSC (to akurat na plus), Honker rdzewiał w głupich miejscach, wypadające półosie stały się samobieżnym memem, tylne drzwi były do niczego, a sprawność terenowa faktycznie była. Aha, i w międzyczasie robiło go kilka firm, która niemal każda plajtowała XD Każda miała szumne plany poprawy hąkera, ale żadna nie wcieliła w życie – najbardziej bliskie było Daewoo, ale wzięło i głupi ryj sobie rozwaliło.

Dlaczego Honker to Martwe Zło? – bo jakimś cudem latami trwał w limbo produkcyjnym, przerzucany jak gorący kartofel od wytwórni do wytwórni. I trwa nadal w wojsku, chociaż już mniej… – AMW wystawia na przetargi to co zostało i jeszcze na fanpejdżu robi memy z Honkerami. XD

Autobox przedstawił następcę AH 20.44, ale nie mam bladego pojęcia czy coś się z tym dzieje.

nie sprawia wrażenia pasowanego piłą mechaniczną / Autobox

5.DeLorean DMC-12

Run DMC niekoniecznie w czasie

Kontrowersyjny wybór jak Fi*t *no na daily, ale jednak nie mogło go zabraknąć w zestawieniu. Tak, wiem że dla wielu (w tym mnie swego czasu) był to najlepszy sposób do przenoszenia się w czasie. Odzierając go z filmowej magii, to DeLorean jest rozczarowujący. Serio, odejmujesz aspekt kultowości i no cóż – zostaje coupe robiące wrażenie na bulwarze w Miami Beach albo LA. Ewentualnie na zlocie.

Przepis na DeLoreana był nienajgorszy – dwudrzwiowe coupe z silnikiem z tyłu, dodatkowo karoseria ze stali nierdzewnej, gullwing doors zainspirowane Mercedesem 300SL, a na czele stał John DeLorean, doświadczony konstruktor, który ożywił i odmłodził Pontiaca w latach 60. Swego czasu pontiaki były uważane za auta dla starszych – nie do pomyślenia dzisiaj prawda?

Co nie wyszło? Mierna jakość i wykonanie DeLoreanów – produkowano je w Irlandii Północnej, gdzie załoga miała dosadnie mówiąc wyjebane jaja na staranie się, wczesny silnik PRV V6 autorstwa Peugeota, Renault oraz Volvo (stąd nazwa), który dopiero potem dopracowali (swoją drogą na wczesnym etapie prac chcieli wrzucić Wankla, ale zrezygnowano z tego), rdza dopadająca szkielet nadwozia (przypadek Trabanta – panele nie rdzewieją, ale szkielet i owszem) i rozczarowujące wrażenia z jazdy; DeLorean był bardziej wozem na pokaz niż do jazdy. A jako wisienka na torcie – cena: zamiast 12 tysięcy dolarów, ledwie 24 tysiące. Jakość British Leyland w gratisie.

To sprawiło że DeLoreana niewiele powstało (9 tysięcy sztuk), ale wskutek filmowej trylogii BTTF (sorry ale Haker raczej nic nie pomógł w kwestii reklamy wozu XD)

jak wiadomo w Hakerze (nie mylić z Honkerem) błyszczał inny wóz ; ) / kadr z filmu Haker

zachowało się większość produkcji, około 7 tysięcy. Chociaż ciekawostka, DeLorean miał też występ w Gliniarzu z Beverly Hills PRZED BTTF.

Czemu Martwe Zło? – bo DeLorean jest jak opuszczona chatka – nigdy nie wiesz kiedy coś się zepsuje albo zacznie świrować pawiana.

4.Princess/British Leyland Princess

Princess, Leyland, British Leyland Princess – nazwy są podzielone / materiały producenta

Brytyjska motoryzacja jest dość dziwna. Z jednej strony jest Mini i Land Rover, wozy znane chyba w każdym zakątku globu, z drugiej Talboty, Rovery i inne Hillmany spotykane zazwyczaj w byłych koloniach/krajach powiązanych z Koroną, ale znane raczej jako coś rozczarowującego.

chociaż takie Impy sprowadzono do nas w czasach PRLu…

Po części za ten stan rzeczy odpowiada głównie moloch British Leyland, znany też jako British Motor Company i nie tylko. Koncern cierpiący na wieczne strajki, wzajemną kanibalizację gamy, pchanie dziwnych wymysłów na produkcję, tumiwisizm załogi, no i siedzenie na państwowym garnuszku – nie, to nie FSO czy inne WAZ czy ZAZ jakby złośliwi i/lub niedoinformowani powiedzieli, to BMC – zachodni koncern naśladujący fabryki z krajów socjalistycznych.

Zanim nastało apogeum spierdolenia w postaci SD1, kilka lat wcześniej światło ujrzał Princess. Princess, czy tam Leyland Princess, który zaprojektowano w latach 60., zaś wprowadzono do produkcji na początku lat 70. Do tego nieco przestarzała mechanika: silniki B-series z lat 40. i brak 5. biegu – to drugie niby norma w tamtych latach, ale niesmak był. Przez te kilka lat wóz nieco się zestarzał (fastbacki zaczęły być wypierane przez hatchbacki) i zdążył jeszcze zaliczyć głupią wpadkę – początkowo oferowano go jako Austina, Morrisa czy Wolseleya 18-22, zaś po paru miesiącach (!!!) zmieniono nazwę na Princess. Serio. To tak jakby oferować jeden wóz pod wieloma markami na jednym rynku, a nie czekaj…

Dodajmy do tego dziwną kampanię marketingową, która obrażała potencjalnych nabywców i stwierdzała że to wóz nie dla pana Przeciętnego – no ta bo Pan Przeciętny wolał jeździć czymś normalniejszym, co nie groziło zepsuciem się miesiąc po odebraniu. A jak nie miał kasy to już wolał coś ze Wschodu, kij że komuszy wyrób, ale tańszy i wyglądał (oraz działał! XD) nieraz sensowniej od dumy brytyjskiego przemysłu motoryzacyjnego.

jak obrazić potencjalnego klienta, wykład poprowadzi British Leyland XD / materiały producenta

Coś w tym było, bo największą sprzedaż wóz zaliczył w ’77 roku, kiedy przeprowadzono niewielki lifting i poprawiono część pierdół, między innymi elektrykę czy zabezpieczenie antykorozyjne. Dodajmy jeszcze że Princess ostatnie dwa lata produkcji była oferowana jako Austin Ambassador – i doczekała się klapy bagażnika otwieranej z oknem, o co apelowano już od dawna. Ale Hydragasu nie wywalono, przez co obecnie Princess może robić jako krasnal ogrodowy – części do naprawy nie ma i trzeba druciarsko ratować (o ile ktoś ma chęci na to).

Krótko mówiąc, dziwny wóz, niedorobiony od początku, z kłopotliwym zawieszeniem oraz przestarzały w momencie produkcji i obecnie wymarły – no martwe zło jak się patrzy.

wątpliwej jakości wyróżnienie Amphicar

amphicar

Gdybym miał powiedzieć jakie auto przepraszam wyrób z tej listy mi odpowiada (ale też nie pasuje do końca do niej), to byłby tylko jeden kandydat – Amphicar. Wóz o dość wąskim zastosowaniu, jednak kiepsko zrobiony i przemyślany.

No bo popatrzmy, koncept amfibii nie jest głupi; fakt faktem że do poruszania po wodzie trzeba mieć patent sternika oraz oświetlenie. Kiepsko wyszło to przy Amphicarze – wóz był drogi (cena dwóch garbusów w USA XD), był wolny na wodzie i na lądzie, kiepsko się prowadził i nie był za udany. Amphicar ponadto miał jeszcze skomplikowaną procedurę przekształcania w „motorówkę” – to nie był fikcyjny SAM z Ferrari, gdzie wystarczyło wjechać do wody i płynąć.

tak to tylko VW Schwimmwagen w sumie potrafił / kadr z serialu Pan Samochodzik i Templariusze

Amphicar wymagał zatykania korka spustowego i dociągania drzwi, zaś po pływaniu – osuszania podwozia, smarowania zawieszenia oraz przegląd hamulców i spuszczania wody. Śmiem wątpić że wszyscy stosowali się do tego.

Wielu nabywców tego cudu nie było – co mnie nie dziwi, bo mało kto był bogaty i chciał takie dziwadło na kołach.

3.Hindustan Ambassador

niech was wygląd nie zmyli, ten wóz jest z XXI wieku…

Pewien „rodzynek”, czyli indyjski pojazd wywodzący się z Wielkiej Brytanii. Pod względem długości produkcji i liftingów samochodowy symbol kraju leżącego nad Gangesem przebija większość wozów jakie wytwarzano w słusznie minionym ustroju. Nieważne czy PRL, ZSRR, CSRS, NRD czy Rumunia – Ambassadora klepano prawie 60 lat. W kwestii przestarzałego wyglądu może z nim się równać radziecka/rosyjska UAZ Buchanka, chociaż bochenka raczej dalej klepią…

60 lat, bez większych zmian w nadwoziu, z drobnym „odmładzaniem” grilla i zderzaków czy zmianą na gorsze materiałów we wnętrzu czy jakości. Dodajmy że gamę silnikową robili na raty nie gorzej niż wozy z naszego kraju – był silnik dolnozaworowy, potem wprowadzono górnozaworowy. Wysiłkiem dodano silnik Diesla bazujący na benzyniaku, w międzyczasie wprowadzono kolejne jednostki. Sama karoseria niewiele się zmieniała, raczej w myśl zasady po co skoro nie ma konkurencji (i tak było przez długi czas, Hindustan miał monopol na rynku) niż perfekcyjny od początku.

Dodam też, że Ambassador był jednym z „tańszych” wozów w Indiach, chociaż i tak piekielnie drogim (jak na ich warunki) – 2.5 miliona rupii kosztował. Jego pozycję mocno zachwiało Maruti w latach 80., kiedy zaczęto coraz mniej sprzedawać Hindustanów. Był też plan eksportu Ambassadora do UK, poprzedzony wstawianiem ogrzewania, katalizatorów, osłoniania deski rozdzielczej czy dostosowania wozu pod normy europejskie, ale popyt był jak to śpiewał pewien zespół Minus Zero.

Wóz w Indiach sprzedawał się długo z jednego powodu – nie miał konkurencji. O ile jeszcze na początku żywota Ambassador nie był zły, o tyle później zaczął walić muzeum nie gorzej od FSO 125p w ’91 roku, czy D*cii 1310 w 2004 – problem w tym, że przez lata fabryka produkująca Hindustana tkwiła w marazmie, przez lata niewiele zmieniano (bo po co?) i wóz w momencie zakończenia produkcji w 2014 wyglądał jak wyglądał. NO STARO.

Idealne martwe zło – z jednej strony symbol kraju, z drugiej skaranie boskie z tym dziadostwem, kupujesz bo musisz a nie bo chcesz.

2.ZAZ Tavria

biała taczka

Mocno wątpliwe drugie miejsce czyli „perełka” radzieckiej (a potem ukraińskiej) motoryzacji, czyli 1102 Tavria – nowoczesny w założeniach następca uszatego Zaporożca 966/968/968M.

ZAZ 968

Na papierze nie wyglądał źle, w praktyce porażał gównianą jakością i beznadziejnym wykonaniem. Głupie patenty jak dziwne felgi i dziwne miejsce piątki oraz wątpliwa trwałość nie przysporzyła jej fanów. Chociaż nie do końca, bo parę osób ją lubi, ale podejrzewam że to większy stopień masochizmu od jazdy dwusuwowym autem dzisiaj albo miejską puszką po autostradzie…

Pojazd klepany długo, z gównianych materiałów, z wątpliwą wersją „sedan” o nazwie Slavuta, dodatkowo jeszcze składany w Łodzi w DAMIS-ie; mający nieco lepsze opinie od radzieckich a potem ukraińskich, bo część pierdół była naszej, krajowej produkcji. Z MALUCHA XD Jak to musi być złe z macierzystej fabryki…

Tavria mimo tego, że rodziła się na początku lat 70., to dopiero kilkanaście lat później wyjechały pierwsze egzemplarze. Duża w tym „zasługa” priorytetowo traktowanej Łady Samary, która miała pierwszeństwo przed Tavrią czy Aleko, trochę na to dołożył się kryzys w latach 80., przez co nie było kasy na nic. Ostatecznie Tavria wyjechała, i o ile na tle Zaporożca była faktycznie świeża i wyglądała cywilizowanie, o tyle na tle reszty nowych wozów z Bloku wschodniego… No japierdole, była do dupy XD.

Żeby było jeszcze mało, to po zakończeniu produkcji Tavrii montowano jej silniki do składanego na Ukrainie Lanosa, co się nazywał ZAZ Sens – chociaż raczej pasowało BEZSENS, bo z trojga rodziny Lanosów – koreańskich, polskich oraz ukraińskich – miał najgorsze opinie.

Tavrie wraz z Zaporożcem i Ładą/SeAZ/Kamaz Oką stanowiły trójkąt radzieckiego spierdolenia – ciężko było o coś gorszego w kwestii pojazdu czterokołowego. Podobnie spartolona co Oka czy Tavria była Dacia Lastun – ale może trafi kiedyś do innego rankingu, kto wie. ; >

ZWYCIĘZCĄ RANKINGU MOTORYZACYJNEGO MARTWEGO ZŁA ZOSTAJE…

<odpalenie diaxa w tle>

1.Fiat Siena/Albea/Palio/Palio Weekend

prawie rozwaliłem monitor / Fiat

Czy może być coś gorszego od postsowieckiego wozu albo włoskiego Fiata z lat 90.? Tak, Fiat składany w Brazylii, będący następcą óniaka, na dodatek zrobiony tak skandalicznie i z tak chujowych materiałów że nieironicznie lepiej jeździć Skodą Felicią z gazem na śrubkę niż kurwa tym czymś. W sumie to chyba bardziej obrażam Felicię porównując ją z tym czymś – sorry nie chciałem.

Niestety jeździłem tym gównem – znajomy jeździł trzydrzwiowym Palio bez Weekendu (rare but dont care) i mogę powiedzieć tyle:

Suma chyba wszystkiego co złe we włoskiej motoryzacji – gówniane wykończenie, fotele niewygodne, pozycja za kierownicą na szympansa, silnik co daje dupy radę ale reszta nie, usterkowość pierdół na poziomie abstrakcji, rdza potrafiąca zeżreć pół auta, no dramat. Kiedyś pamiętam robiono porównanie z Astrą Classic F – kurwa trzeba upaść na łeb by brać Sienę/Palio Weekenda jak można było Astrę F. I obie były z polskich zakładów i asterki jeżdżą do dzisiaj. XD

Beka że odmianę pickup, która mogłaby faktycznie mieć jakąś wartość, to wepchnięto kolanem w okolicach 2006-07 roku i od niechcenia – a i tak nic nie zawojowała. XD

Wóz dla nikogo chyba że chcesz zrobić napad na hurtownię jaboli albo wjechać na forca gen.italia obrażać alfiarzy. Niestety robili go też u nas, więc trochę ich swego czasu jeździło – na szczęście przegrało z rdzą.

A i zdaję sobie sprawę że ktoś go może uważać za git wóz – ja go za taki nie uważam. Stary gaźnikowy Polonez lepszy.

nie mówiąc o takiej Delcie / kadr z filmu Evil Dead II

No i to tyle w dzisiejszym rankingu, mam nadzieję że się mimo wszystko podobał, bo podkreślam – to SUBIEKTYWNY ranking. A jak ktoś powiedział – zdania są jak tyłki, podzielone. ; )

Zdjęcia: zdjęcia własne poza tymi oznaczonymi; grafika tytułowa – kadr z filmu Evil Dead II, inwencja własna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *