Pogoda za oknem mocno przeciętna, a mimo to człowiek aż chodzi po ścianach żeby się wyrwać z czterech ścian. Tak było i tym rym razem. Kluczyki, aparat w dłoń i poszły konie po betonie.
Nie – ten wpis to nie będzie recenzja Czirokeza, na nią przyjdzie jeszcze czas.
Wracając – celem wycieczki był Toporów, a raczej to co z niego zostało. Jest to jedna z wielu opuszczonych po II Wojnie wiosek, których na Dolnym Śląsku jest na pęczki. Dlaczego akurat ta? Bo leży praktycznie na samej granicy kraju, dostęp do niej jest mniej więcej legalny, Straż Leśna nie będzie nikogo ścigać, oraz dlatego, że znajdują się tam praktycznie koło siebie pomniki kilku różnych rzeczywistości.
Tereny przy samej granicy są pod tym względem wyjątkowe. Do poniemieckich kamienic czy gospodarstw z czerwonej cegły każdy się już przyzwyczaił, ale tu mamy ewenementy takie jak 40 kilomerowy odcinek drogi brukowej, przerwany tylko kilkoma łatami asfaltu, czy średniowieczne mosty ukryte po wioskach.
Do Toporowa dojechać można tylko i wyłącznie przez las. Tak długo jak nikt nie będzie robił orki w terenie, nie powinno być problemów, a tubylcy nawet pokierują. Z resztą właśnie lokalsi z Jagodzina poustawiali drogowskazy. Jedzie się całkiem długo, byłem tam dwa razy i za każdym razem wychodziło coś koło godziny. Naprawdę warto trzymać się drogowskazów, ponieważ jeśli któryś się przegapi albo zignoruje, to można władować się na teren hodowli roślin albo ostoi zwierzyny, a wtedy Straż Leśna będzie już miała po co się do Was fatygować.
Po dotarciu na miejsce wita nas najmłodszy z pomników – Pomnik Bohaterów II Armii WP – pod którym ciąglę odbywają się obchody rocznicy forsowania Nysy Łużyckiej oraz spotkania kombatantów. Tak, w środku lasu. Obok pomnika znajduje się mapka przedstawiająca rozkład sił w dniu forsowania. Samej operacji nie będę opisywał, chętnych odsyłam do artykułów Andrzeja Matowskiego.
Kolejną rzeczą, która wita nas po dotarciu na miejsce są okopy pierwszej i drugiej linii. Te pozycje wyjściowe ciągną się długimi kilometrami wzdłuż rzeki i mimo, że wyryto je w piaszczystej ziemi prawie 80 lat temu dalej są widoczne, chociaż niektóre już pozarastały drzewami. Piszę do Was, więc chyba są oczyszczone z niewybuchów, co nie znaczy że nie powinno się uważać.
Jedynym miejscem, które nie zostało rozryte saperkami „Ludowców” jest niemiecki cmentarz, który częściowo zachował się do dzisiaj.
Na cmentarzu zachowało się kilka kamiennych tablic nagrobnych, które wciąż da się rozczytać, oraz metalowe krzyże, których część znajduje się na grobach diakonów. Widać, że ktoś co jakiś czas tu zagląda, na niektórych nagrobkach znajdowały się znicze pokryte lekkim nalotem rdzy.
Część grobów nosiła ślady rabunku, który często odbywał się za cichym przyzwoleniem komunistycznej władzy w ramach „odniemczania” i „denazyfikacji”.
Po krótkiej chwili ciszy na cmentarzu ruszyłem szutrową drogą wzdłuż rzeki. W gąszczu udało mi się wypatrzeć jeszcze kilka pamiątek z przeszłości, oprócz okopów. Ze stromego nasypu wystaje kilka ścian po strażnicy Wojsk Ochrony Pogranicza, nic wielkiego, kawałek piwnicy i jeden bloczek z zapory.
Zapytacie, co się stało z zabudowaniami Toporowa? Przecież na mapie Toporów wygląda na gęsto zaludnioną wioskę. Zabudowa wsi, oraz most łączący ją z Rothenburgiem, zostały całkowicie zniszczone podczas II Wojny. Po wojnie cały gruz został pozbierany i przeznaczony na odbudowę wszawej w*rszawy.
Jako ciekawostkę dodam, że nieopodal miejscowości znajdowały się dwa pomniki z czasów Wojen Napoleońskich, które nie zachowały się do dnia dzisiejszego. Kosackengraber i Franzosengrab, były to groby żołnierzy Carskich oraz Napoleońskich, którzy stoczyli walkę o most nad Nysą Łużycką.
Toporów to jedna z wielu porzuconych miejscowości zatopionych w Borach Dolnośląskich. Same Bory kryją w sobie ruiny nie tylko Pruskie czy III Rzeszy, ale także sporo gruzu pozostawił po sobie Wielki Brat ze wschodu, i to gruzu często większego kalibru, takiego jak całe lotniska, bazy paliwowe, czy nawet magazyny głowic jądrowych czy całe niezależne podziemne miasta jak BARS 202 – dlatego Dolny Śląsk to istny raj dla miłośników szeroko pojętego urbexu oraz historii.
Do zobaczenia w kolejnym wpisie!