Camry XV10 jako daily driver – recenzja posiadacza umarłej klasy średniej

Toyota Camry trzeciej generacji – kiedyś łakomy kąsek dla chirurgów i bankierów. Teraz cień wspomnień legendarnej niezawodności przyciągający „spekulantów” oraz frajerów jak ja. Opowiem dzisiaj o obswajaniu się z przemijaniem.

Toyota Camry XV10 produkowana od 1991 do 1996 zapisała się w historii jako jeden z najbardziej niezawodnych samochodów. Legendarna jakość Camry wręcz była problematyczna dla koncernu bo ludzie preferowali kupować Toyotę od bliźniaczego Lexusa ES300, który był tym samym wozem tylko z bardziej prestiżowym wnętrzem i zmienionym ECU silnika.

Mamy do czynienia z 4 drzwiowym sedanem, 2 drzwiowym coupe lub 5 drzwiowym kombi, które w zależności od wyposażenia mogły posiadać 4-cylindrowy silnik 2,2 litra lub 3 litrowe V6. Do wyboru była 5-biegowa skrzynia manualna lub 4-biegowy automat z overdrive. Mniejszy silnik spięty z automatem był uważany za ślamazarny natomiast lekko złą sławą owiana była kombinacja V6 z manualem, gdzie dosyć szybko zużywało się sprzęgło czego wynikiem był większy opór i okazjonalne zgrzytanie podczas zmiany biegów. Jako ciekawostka dodam, że kombi potrafiły mieć odwrócony do tyłu trzeci rząd siedzeń w bagażniku. Jest to już zapomniany bajer spotykany w amerykańskich „station wagonach” (kombi).

Jak to jest posiadać 30-letnią Toyotę Camry? Długo polowałem na egzemplarz z V6 i automatem. Starałem się celować w jak najbogatszą wersję wyposażenia chociaż głównym czynnikiem decydującym było to… czy wóz nie jest totalnym złomem. W tym miejscu następuje zderzenie legendy z rzeczywistością i tak jak JC Denton mówił we swoim wpisie o Isuzu „Jednak ta solidność, jak w przypadku większości pancernych samochodów, była też gwoździem do trumny. No bo po co robić cokolwiek skoro jeździ?” tak też trzeba zmierzyć się z Toyotami z ogłoszeń. Są dwie kategorie: 30 lat zaniedbań i negacji lub garażowany w stanie perełka za milion monet. Naprawdę ciężko znaleźć coś pomiędzy aby móc nacieszyć się jazdą i nie czuć, że się zmarnowało nerkę na 30letnią wydmuszkę.

Ultrasekretne video: recenzex.pl/wp-content/uploads/2023/08/Kot-Obrotowo-Skokowy.webm

Mój egzemplarz to zmęczony życiem sedan z 3-litrowym 1MZ-FE sprzężonym z automatem Aisin. Na każdym kroku widać ile to auto już przeżyło ale i tak doceniam, że skrzynia wciąż idealnie łagodnie zmienia biegi. Natomiast to co dziwi to niesamowita kultura pracy silnika. Gdy auto stoi na światłach to słychać tylko dudnienie konwertera skrzyni a po wrzuceniu N nie słychać już nic oprócz drobnego szumu. Silnik jest cichszy od dmuchaw nawiewu kabinowego. Wszystko budzi się do życia po naciśnięciu gazu. Powyżej 3 tysięcy obrotów słychać przyjemne mruczenie które zmienia się w ryk w okolicach 5-6 tysięcy obrotów.

Mimo to auto wcale nie zaprasza do żwawej jazdy. Camry XV10 to typowy cruiser, który chce się nieśpiesznie toczyć – nawet pedał gazu o tym przypomina stawiając większy opór im bardziej go dociskam. Wskocz na drogę, rozpędź się, zarzuć tempomat i resztę miej w dupie.

Natomiast w kwestii wnętrza: WELUR, jaki wygodny welur! Siedząc w środku mam uczucie przebywania w starej taksówie, jeszcze tylko wunderdałn kokosowy lub waniliowy oraz dziwnie mlaskający taksówkarz w kamizelce i jesteśmy w domu. Fotele są jednymi z najwygodniejszych w jakich siedziałem. Komfortem przebijają te tylko amerykańskie wozy sprzed lat 90tych jednak amerykańce są trochę zbyt miękkie a tutaj też jest tyle podparcia aby czuć się pewnie za kierownicą bez strachu, że gwałtowny zakręt wyrzuci kierowcę na drugi koniec kanapy. Natomiast przyjemność dotyku i obcowania z welurem przebija wszystkie szmaty i ekoskóry w fotelach nowych aut. Wygodne fotele, miejsca w siedzisku tyle aby się wygodnie rozpierdolić w fotelu jak księciunio, wszystkie materiały dookoła są miękkie z wyjątkiem jednego – PODŁOKIETNIK W DRZWIACH JEST TWARDY JAK CHOLERA. Ale przynajmniej jest na idealnej wysokości aby podeprzeć rękę więc tak bardzo nie boli.

Schowkologia: W drzwiach są całkiem pojemne kieszenie, przy kierownicy na lewo mały schowek na monety, podłokietnik (wykonany z miękkiego materiału) mieści 6 kaset i kilka szpargałów, pod ręcznym niecka na drobnostki (ale 6pak nuggetsów tu się zmieści, testowane wielokrotnie), coś w rodzaju kieszeni pod uchwytami na napoje, cupholdery wysuwane z konsoli centralnej mieszczą dużą colę z mcdonalda (testowane wielokrotnie). Natomiast kiepałka jest jedną z największych jaką widziałem – to jest cała szuflada! Wyżej już tylko radio na kasety i cd (gdybym nie miał cd to bym miał jeszcze jeden schoweczek), u pasażera schowek ciut mniejszy niż bym oczekiwał ale zapasowe żarówki i instrukcja się mieszczą bez problemu.

Konsumcję nuggetsów rzetelnie i wielokrotnie testowałem w wielu miejscach wewnątrz oraz wokół tego auta.

Dobrze ale czy coś jeszcze rzuca się w oczy patrząc na to wnętrze? Nie rozmawiajmy o polonezie. Każdy element jest uszkodzony. Fotel kierowcy – dziura od papierosów, fotel pasażera to samo. Kierownica obgryziona tak dawno temu, że założony pokrowiec już zaczął się rozpadać. Drzwi pasażera trafiły na jakiegoś idiotę, który próbował naprawić zamek i uszkodził głośnik, przycisk od szyby i nadłamał obicie drzwi. Osłona słoneczna kierowcy ma ułamany zaczep (przeze mnie) oraz podsufitka zarobiła dodatkową dziurę (gdy nie umiałem poprowadzić umiejętnie kabla od kamerki samochodowej.

Kierownica jest tak obgryziona, że tylko raz w życiu zdjąłem pokrowiec i nigdy więcej.

Do czego zmierzam? Camry 3 generacji uzyskała status nieśmiertelnej gdy nie była jeszcze starym wozem. Przez to wiele ludzi odkupowało te wozy i użytkowało nie dbając zbytnio o ich stan techniczny. Przez to wytwarza się pewien paradoks, gdzie 30letnia wiecznie psująca się Alfa Romeo dmuchana i chuchana będzie w lepszym stanie od nieśmiertelnej Toyoty, która cały czas ciężko pracowała. I lepiej już nie będzie. Słynny kosz z częściami Toyoty zaczął się modernizować więc już nie zdobędziemy oficjalnie tej samej klamki drzwi, którą widywaliśmy w roku 1991, 1997 i 2005. Camry to nie Audi 80 i rdza ją dopada a najbardziej potrzebne części jak tylni wózek stały się nieosiągalne. Aso nie ma, i mieć już nie będzie. Jedyna opcja to spawać co jest albo importować część z USA i liczyć, że dawca jeździł po Kaliforni a nie w rustbelcie. Połowę karoserii mam z rocznika 1992 USDM, drugą połowę z 1995 USDM oraz oświetlenie z wersji europejskiej. Cudem dokupiłem prawidłowe kierunkowskazy. Montuję to co jest, nawet jak nie pasuje do VINu. Nawet nie myślę o tym, że lusterka mam w złym kolorze.

To co doświadczam to cień dawnej potęgi. I z każdym kilometrem ten cień będzie maleć. Każda dziura w drodze nadwyręża wahacze i kielichy. Każdy tir przed autem to strach o przednią szybę. Każda zima to mentalna walka ze sobą czy warto ruszać ten wóz, czy lepiej aby wrastał do wiosny. Zgubiłem kapsel od felgi, wiem że drugiego takiego już nie zdobędę.

A czemu ludzie wtedy nie doceniali tych aut? Bo spodziewali się, że tak będzie już zawsze. Że za rok ktoś wyprodukuje kolejne świetne, bezawaryjne auto, a potem kolejne i kolejne. Z biegiem lat jakość zaczęła spadać i słowo „Camry” elektryzuje już tylko bogatszych emerytów, którzy pamiętają ten prestiż w latach 90-tych. Nowsza Camry klasyfikuje się gdzieś na poziomie klasy średniej-niższej. Ot taki wóz dla handlowca w bogatszej firmie co nie sprzedaje soczków tylko implanty dentystyczne. Starsze to był prestiż dla człowieka, którego można było określić „klasa średnia-wyższa”: Chirurg, wysoko postawiony księgowy, człowiek na wysokim szczeblu drabiny społecznej, już w kwiecie wieku, stonowany, doceniający wygodę ale też i jakość wykonania, który nie lubi nadmiernego przepychu ani pośpiechu. Podobno pierwszą właścicielką mojego egzemplarza była dyrektorka banku. Chociaż to tylko plotka, której nie mam jak zweryfikować.

W porównaniu z nowym modelem, mój staroć wygląda jak małe autko do miasta. Jednak jakością wykonania detali i plastików babcia wciąż bije wnuczkę po głowie.
PS. po zakupie bardzo szybko usunąłem ten fałszywy emblemat „sport”.

Z czasem wysokiej klasy dobra materialne zaczęły tracić sens. Po co ci przedmiot na lata, skoro wkrótce przestanie być modny i będziesz chciał się go pozbyć, zamienić na nowszy. Kto doceni 800 tysięcy kilometrów bez remontu skoro sprzedasz go już po 200 tysiącach? Więc po co inżynierowie mają siedzieć po nocach wyliczać dodatkowe milimetry stali skoro nikt ich nie doceni a jedynie księgowy podpierdoli do prezesa? Dawno temu Mercedesy też były eleganckie i stonowane. Ale czas się zmienił i każdy nowy Mercedes musi teraz krzyczeć – patrzcie na mnie! W pogoni za przepychem porzuciliśmy prawdziwą solidność wykonania. Możesz mieć w kabinie paski led świecące w dowolnym kolorze RGB ale już nigdy nie będziesz miał fotela w welurze, którzy po 400k km wciąż będzie jak nowy.

Pozostają tylko takie cienie przeszłości jak powyższy. Auta nazywane „Silent Hill Cars„, które wciąż jeżdżą bo ktoś zapomniał je zezłomować. Jeżdżą bo szkoda się poddać a nie ma sił je przywrócić do dawnego piękna.

Nawet Leonardo Dicaprio w „Nie patrz w górę” jeździł Camry XV10 jako symbol beatera.

Zdjęcie powitalne tego wpisu nie jest przypadkowe – w tle widać pierwsze centrum handlowe w jakim byłem. King Cross Praga, które bardzo mi przypomina moją Camry. Za dzieciaka gdy byłem tam z rodzicami (zwykle na święta gdy trafiały się talony w pracy) takie centrum było jak inny świat dla gówniarza z małego miasteczka. Wielki parking gdzie były różne prawdziwe zachodnie auta a nie tylko polonezy, maluchy, felicje i cinquecenta. Po wejściu przez kilka par drzwi rozsuwanych oczy dzieciaka roświetlały różne kolory sklepów ciągnących się przez główną aortę. Dalej dochodziło się do serca obiektu – supermarket. Najpierw Geant, potem Real, aktualnie Auchan. Dziesiątki półek i tysiące produktów nieosiągalnych w lokalnych sklepikach. Dział pełen zabawek. Długa na ćwierć sklepu alejka z grami komputerowymi gdzie kupiłem swoją pierwszą grę AAA – NFS Most Wanted. Rzędy kas gdzie kasjerzy w pośpiechu kasowali artykuły klientów. Pełny koszyk zakupów za 200zł. Finalnie po wyjściu ze sklepu i zapakowaniu tego do auta wisienka na torcie – McDonald.

Czas jest jednak nieubłagany. Budynek się zestarzał, demografia się zmieniła. Nikt nie kupuje już gier w sklepach. Niedawno złapałem się na tym, że chciałem zobaczyć jakie teraz gierki leżą na półkach, a tu niespodzianka – cały dział został zastąpiony materacami dla seniorów. Czy tak wygląda demencja? Szukasz miejsc ze wspomnień i już nigdy ich nie znajdziesz?

Everywhere At The End Of Time

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *