Od ładnych paru lat grupa pasjonatów samochodu Polonez organizuje w dniu 3 maja zloty Poldków i innych pojazdów z FSO aby uczcić rocznicę rozpoczęcia produkcji ich ulubionego modelu. Piękna inicjatywa i z biegiem czasu zyskująca coraz więcej zwolenników do tego stopnia, że dotychczas to była inicjatywa głównie ekipy znanej jako „Żelazny Deszcz”, a obecnie robiona we współpracy z Muzeum Skarb Narodu, czyli twórców wystawy samochodów zabytkowych, która jeszcze do niedawna była udostępniona zwiedzającym na terenie macierzystym Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu.
Miałem zamiar wybrać się tylko na drugą część imprezy, czyli spotkanie na terenie Twierdzy Modlin, gdzie obecnie mieści się siedziba ww. muzeum, ale jako że mi się cholernie nudziło i nie chciało mi się w ładną pogodę siedzieć w domu to wystartowałem wcześniej, aby zobaczyć już część imprezy odbywającą się na Plaży Romantycznej przy Wale Miedzeszyńskim w Warszawie w okolicach wjazdu do miasta od strony Otwocka. Nie powiem, już tam było widać, że jest różnorodnie, po horyzont Polonezów, Fiatów, Syrenka i Warszawa, a tak poza tym również kilka Fiatów włoskich.
Jako że to było tuż przed godziną startu tytułowego rajdu przez całą Warszawę do Modlina to zaraz auta zaczęły się szykować do wyjazdu. I ów wyjazd dał nam wszystkim w kość. Nie oszukujmy się, Polonez nie jest najlepszym wozem do powolnego toczenia się w upał, zwłaszcza jeśli jest w stanie fabrycznym bez przeróbek układu chłodzenia, hamulcowego czy bez dołożonej klimatyzacji. Nawet nie wiem ile kilometrów zrobiliśmy, ale było ich dużo, bo trzeba było przeciąć całą Warszawę jadąc w gigantycznej kolumnie. Oczywiście ruch nie został wstrzymany na ten czas, więc trzeba było jechać normalnie ze zwykłymi uczestnikami ruchu i stawać na każdych światłach.
Upał zaczął od razu dawać się we znaki, a i przebyte kilometry w takich warunkach nie pozostawiały aut i uczestników obojętnymi: im dalej tym mniej korzystania z hamulców, żeby nie zagotować płynu, w dodatku żeby wspomóc małą polonezową chłodniczkę starego typu trzeba było dać grzanie i dmuchawę na maksa – nihil novi w Polonezie, wielu wie o czym mówię. No, ale trasa toczyła się dalej, im dalej od Warszawy tym lepiej: mniej stawania na światłach, więcej jazdy po obszarach niezabudowanych, więc wozy coraz lepiej się czuły.
Jakieś kilka tysięcy kilometrów i kilka lat później dojechaliśmy wreszcie do Modlina przejeżdżając przez takie miejscowości jak Jabłonna, czy Nowy Dwór Mazowiecki, a na miejscu majestatyczne budowle znane kinomaniakom m.in. z komedii „C.K. Dezerterzy”, gigantyczny plac do zaparkowania, zbawienie dnia, czyli strefa z jedzeniem i piciem, dmuchana zjeżdżalnia dla najmłodszych, wystawa kilku aut ze zbiorów Muzeum Skarb Narodu, no i trochę obowiązkowej kupy złomu jak to w starych obiektach wojskowych.
Po zapchaniu kiszek wybrałem się na spacer żeby przejrzeć co tam przyjechało, ale bez szczegółowego fotografowanie wszystkiego, bo mi się nie chciało po tej całej jeździe.
No i to tyle, droga powrotna z wieczora już upłynęła mi bezstresowo, bo zrobiło się chłodniej i mniej tłoczno, było fajnie, mam nadzieję, że będzie więcej tych imprez, zwłaszcza, że tutaj jest jeden organizator ze współpracującym muzeum, a nie jak w rocznicę, że kilka klubów organizuje naraz i wszyscy się żrą.
Bardzo fajna relacja w stylu retro 🙂 jest i moje „coupe”