Specyficzną odmianą graciarstwa jest gratspotting, który już opisałem tutaj, a specyficzną odmianą gratspottingu jest wyszukiwanie gratów nie po ulicach czy parkingach, ale na opuszczonych posesjach. Jest to rzecz, która stoi na pograniczu interesującego nas zagadnienia i tzw. urbexu. Tam łazi się po opuszczonych budynkach, żeby je pozwiedzać, porobić zdjęcia, „odhaczyć”, tutaj jest podobnie, tylko zamiast budynków szukamy aut. I podobnie jak w urbeksie tutaj również kierujemy się pewnymi żelaznymi zasadami: nie wchodzimy na teren, na którym właściciel nie chce mieć gości i przestrzegamy siódmego przykazania Bożego („Nie kradnij” jakby ktoś zapomniał pacierza), latamy sobie tylko po terenach, które są całkowicie opuszczone, bądź właściciel się zgadza na wstęp (tak, takie tereny też istnieją). Obecnie takie zarośnięte posesje obfitujące w graty są nazywane pewnym wulgarnym słowem na „p”, mi bardziej jednak przypada do gustu określenie, które lata temu przeczytałem w prasie motoryzacyjnej „tajemniczy ogród” – bardziej fantazyjnie, mniej buracko.
Tak się szczęśliwie składa, że ostatnio w redakcyjnym gronie udało nam się spenetrować jedną z takich posesji: pod pewną stolicą, przy pewnej drodze, nie zdradzam dokładnej lokalizacji, ale i tak co bardziej dociekliwi bez problemu znajdą informacje na temat tego miejsca zwłaszcza, że jest ono dość znane – spacerował po nim nawet z kamerą kierownik jednego z najsłynniejszych muzeów motoryzacji u nas w kraju. Z tego co się słyszy to właściciel od dawna ma w pompie ten teren i te samochody, jedyni zainteresowani to lokalne żuliki, które straszą wezwaniem policji za wchodzenie na cudzą posesję bez zezwolenia, ale tych parę złotych, albo flaszka rozwiązuje problem. Gdy zaś tam ostatnio zaszliśmy kasjerów nie było, więc flacha została w naszych rękach. Krokiet stwierdził, ze ostatnio prawie wszystkie teksty są jego, Fasola nadal leczy kaca po ostatniej wizycie w salonie Mercedesa, więc rolę skrobacza tekstów tym razem przejmuję ja (i dobrze, do cyklu o graciarstwie mi akurat pasuje). Dobra, i tak raczej nikt tego nie przeczyta ZDJĘCIA TIME!
No i to tyle. Sezon jeszcze się nie rozpoczął to trzeba inaczej sobie urozmaicać wolny czas. Nie martwcie się, nic nie ukradliśmy, więc jeśli uda Wam się tam zajechać w najbliższym czasie to auta będą wyglądać cały czas jak na zdjęciach. W dodatku to i tak nie są wszystkie auta, jakie tam stoją. Jest jeszcze Avia, Nysa, resztki pierwszego Audi 100… Tylko pamiętajcie o flaszce na zaś. Musimy gdzieś jeszcze pojechać na takie opuszczone złomowiska. Może na Otrębusy uderzyć…