Graciarstwo część 3. – Wizyta w tajemniczym ogrodzie, pierdzielniku, jak zwał tak zwał, czyli najlepsze muzea motoryzacji są za darmo

Specyficzną odmianą graciarstwa jest gratspotting, który już opisałem tutaj, a specyficzną odmianą gratspottingu jest wyszukiwanie gratów nie po ulicach czy parkingach, ale na opuszczonych posesjach. Jest to rzecz, która stoi na pograniczu interesującego nas zagadnienia i tzw. urbexu. Tam łazi się po opuszczonych budynkach, żeby je pozwiedzać, porobić zdjęcia, „odhaczyć”, tutaj jest podobnie, tylko zamiast budynków szukamy aut. I podobnie jak w urbeksie tutaj również kierujemy się pewnymi żelaznymi zasadami: nie wchodzimy na teren, na którym właściciel nie chce mieć gości i przestrzegamy siódmego przykazania Bożego („Nie kradnij” jakby ktoś zapomniał pacierza), latamy sobie tylko po terenach, które są całkowicie opuszczone, bądź właściciel się zgadza na wstęp (tak, takie tereny też istnieją). Obecnie takie zarośnięte posesje obfitujące w graty są nazywane pewnym wulgarnym słowem na „p”, mi bardziej jednak przypada do gustu określenie, które lata temu przeczytałem w prasie motoryzacyjnej „tajemniczy ogród” – bardziej fantazyjnie, mniej buracko.

Tak się szczęśliwie składa, że ostatnio w redakcyjnym gronie udało nam się spenetrować jedną z takich posesji: pod pewną stolicą, przy pewnej drodze, nie zdradzam dokładnej lokalizacji, ale i tak co bardziej dociekliwi bez problemu znajdą informacje na temat tego miejsca zwłaszcza, że jest ono dość znane – spacerował po nim nawet z kamerą kierownik jednego z najsłynniejszych muzeów motoryzacji u nas w kraju. Z tego co się słyszy to właściciel od dawna ma w pompie ten teren i te samochody, jedyni zainteresowani to lokalne żuliki, które straszą wezwaniem policji za wchodzenie na cudzą posesję bez zezwolenia, ale tych parę złotych, albo flaszka rozwiązuje problem. Gdy zaś tam ostatnio zaszliśmy kasjerów nie było, więc flacha została w naszych rękach. Krokiet stwierdził, ze ostatnio prawie wszystkie teksty są jego, Fasola nadal leczy kaca po ostatniej wizycie w salonie Mercedesa, więc rolę skrobacza tekstów tym razem przejmuję ja (i dobrze, do cyklu o graciarstwie mi akurat pasuje). Dobra, i tak raczej nikt tego nie przeczyta ZDJĘCIA TIME!

To był jedyny strażnik tej posesji…
…a już na wejściu robi się ciekawie!
Talbot Samba – kiedy ostatni raz widzieliście takiego na żywo?
Dość stary to był kanciak – jeśli drzwi są oryginalne to rocznik 73-74, max wiosna 1975.
Kurde, ten jeszcze starszy – pierwsza seria, obecnie w dobrym stanie warta miliony monet.
Fiat 132 – kiedyś fura dyrektorów i szczyt marzeń, a dziś…
Zaporożec – kiedyś fura biedaków i szczyt obciachu, a dziś…
Bez poszycia drzwi ładnie widać mechanizmy od zamków i opuszczanych szyb.
No biedaczysko, ktoś mu skundlił przód, a na koniec wylądował w takim miejscu – rozkradziony, wrośnięty, zapomniany.
Żuk – chyba jedyny na całym tym terenie.
Tyle zostało z wyposażenia wnętrza – dywanik z liści i śmieci.
Trabanty – stosunkowo sporo tu ich wylądowało, poczekajcie tylko na kolejne zdjęcia.
Sekcja zachodnioniemiecka w przedsionku. Tak, to jest nadal przystawka przed daniem głównym.
I zbliżenie na pojazd dyrektora Krzakowskiego z Pol-Pimu.
Jeden z najstarszych wozów z całej posesji. To coś kiedyś było Moskwiczem.
Tak dawno go ktoś postawił na sztorc, że aż drzewo wyrosło przez pas przedni!
Jeszcze z kołem zapasowym.
Ten na pierwszym planie jeszcze miał cięgno ręcznego gazu, więc pochodził z dobrego rocznika.
Pomyśleć, że te wszystkie auta przyjechały tu kompletne. W jednym kawałku.
Widać ramę spod spodu.
Pierwsze Polo. Albo Audi 50. Rarytas w każdym razie.
Sekcja zwłok niepożądanych. Teraz trzymają niezłą cenę, ale gdy tu lądowały były całkowicie bezwartościowe.
V4 Ruskaja myślaja techniczkaja.
Pamiętam jak podobna jeździła po moim osiedlu. Żółta 105 jak u pani naczelnik z „Wyjścia awaryjnego”.
Jaki kraj taka Impala!
I kolejna Syrenka – wszystko się komuś przydało, została goła buda.
Kolejny wóz rozszabrowany „do rosołu”. Tym razem ze słonecznej Jugosławii.
Jedna jedyna Tavria na całym tym terenie. Dziwne.
Potomkowie Ify F9. Z nieprawego i prawego łoża.
W tej części ogrodu zdecydowanie królowały wynalazki z krajów socjalistycznych.
Cewek brak. Przegubów też nie widać – wszystkie awaryjne elementy zostały usunięte, zostało samo najlepsze.
No proszę, nawet rolniczka się tu załapała na wieczny spoczynek.
Obrazek niczym z powojennych Bałkanów: na pierwszym planie Katrca, z tyłu stoi 125p robione tam przez Zastavę, gdzieś tam jeszcze roi się od stojadinek…
Pierwszy z wielu maluchów. Chyba, że był jakiś już wcześniej.
Zaczyna się robić ciekawie: hydrocytryny!
I znów Syrenka – tym razem przyozdobiona przez grafficiarzy. Nie jestem tu pierwszy raz, wcześniej tych malunków nie było.
Ritmo. Okrągłe klamki i „normalny” tył? Zdecydowanie nie pierwsza seria. Ostatnia również.
Tym razem mydelniczka w wersji bardziej praktycznej.
Ktoś częściom tego malucha zrobił BIS (Bierz i Spadaj)
Zaczyna się najciekawsza część. Bardzo rzadki okaz – Rover serii 800. Pod marką Sterling szły na USA. I przegrywały pod każdym względem z bliźniaczymi Hondami Legend.
Jedyne Mercedesy na całej posesji. Od tego momentu red. Fasola chodził lekko zawiany.
Małe Daihatsu z tamtych lat wyginęły jeszcze zanim niektórzy z Was przyszli na świat.
Komentarz red. SonyKrokieta na temat prawdopodobnie jedynego Alfasuda jakiego kiedykolwiek ujrzy w życiu.
Citroen Visa – również już wyginęły, ale ich dostawcze wersje, czyli C15 jeszcze idzie spotkać.
Maluchy aż po horyzont. Tylko bliskie sąsiedztwo z domami ochroniło je przed doszczętnym rozbebeszeniem i pocięciem. Chociaż i tak sporo z nich powyciągali.
Typowy krajobraz motoryzacyjny wczesnych lat 90. gdyby to wszystko jeździło.
Piękne auta pięknie niszczeją. Brzydkie pozostają brzydkie nawet gdy niszczeją.
Takiego Opla w ruchu nie spotkałem chyba nigdy.
Ciekawe komu się przydał ten przód.
Sekcja zachodnia w pełni.
Wiecie co to jest? Renault 14. Całkowicie generyczny wóz, który wszyscy zawsze mieli gdzieś. Do dziś nic się nie zmieniło mimo, że jest on całkowicie niespotykany dosłownie nigdzie. Ani na zlotach, ani nawet w muzeach.
Niemiec już grzeje lawetę!
A to drogie dzieci jest Ford Tempo.
O, nawet ślad po emblemacie się zachował.
Znowu sekcja francuska. Przepraszam za palucha, gdyby nie on nic nie byłoby widać przez słońce.
Peugeot 304. Kolejne auto, które wyginęło już w latach 90.
A tu jest ich aż kilka.
A konkretnie dwa.
Drugi Garbus – ze 20 lat starszy od tego Wartburga obok, a mimo to nowocześniejszy od niego.
Fiesta jedynka – podobną jeździł młody Stuhr w „Poranku kojota”.
Udajemy, że nie ma tej ręki z paluchem. Mazda 323 z drugiej serii.
Zdecydowanie jedno z fajniejszych aut komunistycznej Europy.
Patrzcie ile tego tu wrasta – wszystko stosunkowo kompletne i póki duroplast nie zostanie zaliczony do metali to się prędko nie zmieni.
Kolejna Zastava oddana naturze. Szkoda, chętnie bym się taką przejechał.
Prawie kabriolet.
Sekcja silników w bagażniku.
Kolejne szczyty marzeń tamtych lat.
I znowu Ritmo. Tym razem pełnoprawny ostatni wypust.
Kabinę tej Zastavki również ktoś już „zabezpieczył”.
Krzychu! Już ty wiesz co:D
Nawet Transita tu przytargali.
Znany widok dla wielu przedstawicieli naszego narodu. Niejeden bezbłędnie wskaże część po części czego tu brakuje.
Dzięki temu że ktoś zapierdzielił temu Trabantu dach można zrobić mu takie fajne foto!
Zawartość niektórych bagażników zaskakuje.
Artystyczne kokpity, część… kolejna
I zbliżenie na pociętą Skodę. Ktoś ewidentnie nie dokończył roboty i zostawił naciętą z jednej tylko strony.
Podobny Lancer stoi chyba do dziś w okolicy ulicy Stawki w Warszawie. A drugi jeszcze na czarnych blaszkach stacjonuje w Świnoujściu.
Nie, to nie silnik.
Kurde, kolejny z pierwszej serii:(
I kolejne brzydactwo.
Zacząłem z ciekawości patrzeć po polach numerowych polskich aut na tym terenie – większość wyglądała tak.
Zaskakująco mało rozszabrowany.
Opelki!
Isuzu Gemini, czyli też w gruncie rzeczy Opel. I Vauxhall. I Chevrolet. I Bedford. I Buick. I Pontiac. I GMC. I Holden. I Daewoo. I Saehan. I Grumett. I Aymesa. I San Remo.
Tego Mirafiori nie pilnuje już żaden szatniarz.
Passat B1? PASSAT B1!!!
I znowu ujęcie na Visę w drodze powrotnej. Dziwnie to wygląda z osobowym tyłem zamiast paki.
Renault Fuego – kolejny wóz, który więcej osób kojarzy z internetu niż z ulic. Tego to akurat szkoda, bo to dość osobliwy wynalazek – coupe z frontem od Renault 18, którym można wygodnie podróżować na tylnej kanapie, ale do trwałych to to nie należało.
Ta Nevada to jeden z najmniej rozkradzionych wozów na całym terenie.
O BOŻE TO CINQUECENTO! RZUŁTY LUBLIN LAWET JUŻ PĘDZI PO KLASYKA!!!
Ile Golfów dwójków w jednym miejscu. Jak pod sklepem w Polsce powiatowej.
Stoją tu tak samo nie od dziś, a blacha nadal trzyma się perfekcyjnie.
No z paroma wyjątkami. W ogóle obadajcie, amerykański błotnik z wycięciem na obrysówkę.

No i to tyle. Sezon jeszcze się nie rozpoczął to trzeba inaczej sobie urozmaicać wolny czas. Nie martwcie się, nic nie ukradliśmy, więc jeśli uda Wam się tam zajechać w najbliższym czasie to auta będą wyglądać cały czas jak na zdjęciach. W dodatku to i tak nie są wszystkie auta, jakie tam stoją. Jest jeszcze Avia, Nysa, resztki pierwszego Audi 100… Tylko pamiętajcie o flaszce na zaś. Musimy gdzieś jeszcze pojechać na takie opuszczone złomowiska. Może na Otrębusy uderzyć…

Taki kibel jeszcze spotkaliśmy na pożegnanie z tym miejscem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *