Prestiżowe targi Classicauto Market (UWAGA! Zawiera przytłaczająco duże ilości prestiżu)

Wreszcie sezon zaczyna ruszać z tak zwanego kopyta i wreszcie zaczynają się odbywać jakieś imprezy, z których można zdawać relacje (na Autonostalgię też się wybieramy, jak chcecie relację z tegorocznej edycji to piszcie w komentarzach). Na pierwszy ogień postanowił pójść ten miesięcznik, który dawno temu był kwartalnikiem o samochodach zabytkowych i graciarstwie, a teraz jest prestiżowym miesięcznikiem z prestiżowymi autami, luksusowymi koszulami i drogimi zegarkami na rękę. Dobra, nie czepiam się, jakoś muszą uzasadniać podniesienie ceny z 10 do 30 złotych na przestrzeni kilkunastu lat, kurde odbiegłem od tematu przewodniego, dobra nieważne.

Redakcja Classicauto zorganizowała małe targi motoryzacyjne na terenie krytego parkingu przy stadionie Legii Warszawa (ciekawe, czy byli na tych targach jacyś kibice Wisły, Lecha czy choćby Polonii, czy może się brzydzili) – spoko stadion, regularnie odbywa się tam też Warszawski Festiwal Piwa, dlatego mam z tym miejscem wiele miłych wspomnień.

Oczywiście przed wejściem stała Alejka Przepłacania Za Jedzenie Serwowane Przez Hipsterów W Starych Busach

Cała zabawa rozpoczęła się tam o godzinie 10, ja byłem tam dopiero w samo południe, więc wszystkie fajne rzeczy w okazyjnych cenach zdążyły się już rozejść po ludziach i została sama drożyzna, więc nic tam nie kupiłem, chociaż i tak było tam sporo fajnych rzeczy, tylko po prostu coś co na zwykłej giełdzie staroci kosztuje 5-10, no maksymalnie 20 złotych tutaj kosztowało 60, 80, a nawet 100zł, dlatego ja wolałem się skupić na autkach, które tam powystawiano, a było tam parę fajnych cacuszek, których nie widuje się na co dzień. Nie wiem czy wszystkie, ale większość z nich była wystawiona na sprzedaż, część w formie licytacji. TAK SIĘ BAWIĄ TAK SIĘ BAWIĄ BO-GO-LE! Dobra, w sumie przypomniało mi się, że jeden człowiek handlujący prospektami miał normalne ceny typu dyszka.

A cóż tam takiego przyjechało?

Już przed wejściem stała fajna 2CV – nie wiem czy to oryginalne AK400 ucięte do pickupa, czy to kiedyś była zwykła osobówka
A na samym początku parkingu już widać z jakim kalibrem cenowym będziemy mieli do czynienia…
Rzadkie Renault Avantime wystawione przez przystojnego pana z Otrębusów – nie wiem na co on wyda hajs na nim zarobiony, obstawiam, że Buick po Prymasie Wyszyńskim nie zobaczy z tych pieniędzy ani grosza…
Stoisko ze szpejem z PRL – ceny typu 150-200zł za to co widać na zdjęciu. Od sztuki.
Maluchy były jedynymi pojazdami zza Żelaznej Kurtyny na całej tej imprezie.
Reszta to inny przedział geograficzny i cenowy.
Niesamowity Amazon, nie patrzcie na zad po lewej, podziwiajcie ten cud szwedzkiej techniki!
Seryjny klasyk z Wysp i poprzerabiany Niemiec – oba to już nie są tanie rzeczy:)
Austin-Healey nie będący modelem 3000 – rzadka sprawa.
Skromny na tle innych obecnych na imprezie aut, jednak niemniej ciekawy.
Modelowy przykład tzw. British Roadsterów: małe, proste, ascetyczne wręcz, ale dające masę radości z jazdy.
Ten Crown Vic migotał naprzemiennie długimi przy włączonych sygnałach.
Okrągłe zegary do FSO 125p i to bez obrotomierza – najpodlejsze zegary w całej historii Dużych Fiatów, badziewie nadające się tylko do rzucenia o ziemię i zmiażdżenie podkutym butem. Cena? Jedyne 150 złotych.
A tu już prawilny Austin-Healey 3000 – pojazd-legenda, wynalazek absolutnie kultowy i niesamowicie drogi… a jego silnik jest dziełem Polaka. Który projektował również jedne z najważniejszych silników dla firmy Aston-Martin.
Jeden z najważniejszych i najbardziej ikonicznych British Roadsterów w dziejach obok takich tuzów jak wozy marek Triumph czy MG.
Każdy jego element to kwintesencja gatunku.
Peugeot 305 – gatunek na wyginięciu od ponad 20 lat.
Beczki w kombi to już kosmos cenowy – wiecie ile kosztuje beczka w takim oto stanie?
O tyle.
Ludzie dzielą się na dwie grupy: ci co nadal myślą, że to bezwartościowy gruz i ci, których ocena rynku nie opiera się o ich prywatne uprzedzenia.
Gdyby to było seryjne to byłby to mój ulubieniec z całej tej imprezy!
Chociaż i tak ten Opel rządzi!
Dodge Demon – szkoda, że nasi nie mieli psychiki, żeby stworzyć samochód o nazwie FSO Diabeł.
Anglicy produkowali samochód o nazwie „Księżniczka”, a Amerykanie „Omijaj Demona” – co kraj to obyczaj:)
Ta sama epoka, dwa różne kraje i zasoby portfeli.
Gelenda zanim stała się wozem dla oligarchów i dzianych buraków najgorszego sortu.
Według zapewnień właściciela to nie jest Amerykanin, tylko Japończyk.
Jestem w stanie to uwierzyć – w Japonii jeździły różne auta w dziwnych wersjach.
Honda w wersji psującej się.
Siata Daina – samochód firmy specjalizującej się w robieniu fajnych wozów na bazie seryjnych Fiatów, tan konkretny model bazuje na Fiacie 1400.
Nadwozie wg projektu „Pinin” Fariny.
CITYYYY! HONDA HONDA HONDA HONDA!
Ciekawe, czy w bagażniku jest to co myślę…
Ależ oczywiście, że tak! Oryginalny skuterek Motocompo, rzecz niezwykle rzadka i cenna.
Jeszcze rzut oka na wnętrze.
Marzenie każdego fana amerykańskich krążowników szos, z tym, że ten Mustang po lewej to tylko replika samochodu Shelby GT500.
Dla nas Europejczyków to jest niepojęte jak wielkie mieli wozy w Ameryce i po co.
Nie szkodzi, nie zmienia to faktu, iż są one genialne i piękne.
Stary Jaguar z lat 50. – dla zwykłego zjadacza chleba to zwykły stary samochód…
…a w swoich czasach był to bodaj najszybszy europejski sedan, protoplasta sportowych sedanów, którym chętnie jeździli nawet mistrzowie Formuły 1.
Wnętrze mówi więcej o sportowym charakterze owego Jaga. Te wszystkie zegary i przełączniki.
I kolejny wielki amerykaniec z potężnym silnikiem.
Nic tylko wsiadać i jechać na Highway.
Pod warunkiem, że ma się majątek na ten wóz. W zakupie i utrzymaniu.
Beczka w debilnej wersji, bo benzyniak zamiast diesla.
Bezzderzakowy Karmann-Ghia tym razem od frontu.
I wnętrze Austin-Healeya 3000. Kolejnego już. Trzy Austiny-Healeye pod jednym dachem w Polsce to zdecydowanie rzadka rzecz. Inż. Tadek Marek byłby dumny!
Stara Trójeczka – marzenie zarówno kiedyś jak i dziś.
Komplet oryginalnych narzędzi BMW – rarytas!
Tylko ta cholerna tu baba sowa psuje cały efekt.
Wreszcie sedan dorównujący litrażem wersji kombi:)
No i Garbus, klasyka gatunku (od dawna osiągająca niebotyczne ceny)
Początek lat 70. – stary jak na Garbusa, młody jak na Garbusa produkcji niemieckiej.
Fejkowe koło zapasowe, winylowe obicie dachu, tzw. „opera window” w słupku c – klasyka gatunku amerykanów z tamtych lat
Tutaj lepiej widać to owalne operowe okienko
Okrągła kierownica psuje cały efekt kanciastości. Swoją drogą jak tu bogato i przytulnie, no i jeszcze to radio wbudowane integralnie w deskę jak we współczesnych autach.
MMMOTÓÓÓRRRRRR!!!!!
A tu Karmann-Ghia w wydaniu cywilnym, jeszcze z prestiżową felgą Fuchs dedykowaną do klasycznych Porsche.
Wesoły wiatraczek.
Kolejna sekcja bogactwa.
I jeszcze jedna.
Na całej imprezie grała muzyka – puszczał ją widoczny tutaj dysk dżokej.

No i to tyle, impreza fajna, bo wstęp wolny i było na co popatrzeć, szkoda jedynie, że żadnych ciekawych fantów nie udało mi się zakupić, ale cóż, Warszawa rządzi się swoimi prawami. Grunt, że udało się zobaczyć parę fajnych i rzadkich wozów, ale co to, co to? Czuję, że nachodzi mnie refleksja. Że z jednej strony fajnie, że te auta istnieją, ale z drugiej strony ile z nich faktycznie jeździ? Ile z nich faktycznie daje swoim właścicielom radość z jazdy? Ile z nich jest w pełni sprawne? Bo, nie oszukujmy się, ale na takich imprezach z licytacjami zazwyczaj handluje się wozami, które nie służą do jeżdżenia, tylko do stania, kurzenia się i nabierania wartości, spekulacji cenowych. Pytanie brzmi, czy faktycznie o to chodzi w zabawie w klasyczną motoryzację?

Przynajmniej ten Ford jest na pewno sprawnym wozem z dumą wożącym swoich właścicieli po kraju:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *