Tłokowisko 2023, czyli wpadajcie do Garwolina

Po czym poznać dobrą frekwencję na zlocie? Na przykład po tym, że cztery godziny po rozpoczęciu imprezy, którą od tamtej pory część aut zdążyła już opuścić, zlot nadal pęka w szwach.

Godzina 10. Kolejka aut do wjazdu na teren imprezy wreszcie zaczyna się ruszać. Organizatorzy wpuszczają z uśmiechami na ustach pierwszych zlotowiczów, zielony teren w samym sercu miasta, jak co roku, powoli zaczyna zapełniać się coraz to kolejnymi autami… Ja tego nie widziałem, bo dojechałem dopiero w okolicach godziny 14. Nie mogłem sobie odpuścić tego wydarzenia, bowiem już od kilku lat je regularnie odwiedzam: czasem swoim pierdzikółkiem, czasem jako pasażer ze znajomymi, a czasem w ogóle nie pamiętam już jak. W każdym bądź razie za każdym razem frekwencja dopisuje, jest na czym zawiesić oko – niedowiarkom polecam przejrzeć galerie z zeszłorocznych edycji usiane po Internecie (ORGANIZATORZY DAWAJCIE WRESZCIE ZESZŁOROCZNĄ GALERIĘ AUT UCZESTNIKÓW POD ŚCIANKĄ! Zdjęć narobili, apetytu też i ni ma po dziś dzień).

Jeszcze na zlot nie dotarłem a już widzę pierwszego youngtimera

Pomimo moich obaw spowodowanych mijaniem w trasie coraz to kolejnych samochodów wracających z Garwolina, już okolica imprezy wyglądała obiecująco. Przy rondzie ustawiona została Syrenka i maluch starego typu, przy samym wjeździe Jelcz, a i cały czas oprócz wyjeżdżających była też kolejka aut wjeżdżających. Kilka metrów ciasnoty spowodowanej dwiema kolejkami i 20 złotych później teren zlotu stał otworem dla każdego zajeżdżającego swoim zabytkiem, ale nie tylko. Jak co roku miejsce zostało podzielone na sektory, gdzie rozstawiano konkretne wozy. Najbardziej w oczy rzucały się dwie strefy: „projektów” wszelkiej maści, czyli młodszych aut po różnego rodzaju tuningu, zazwyczaj BMW i VAG-i, ale widziałem też kilka tłustych Japońców, czy Fiatów Multipla (także eklektyzm jak na Lubelskich Klasykach – lubię) oraz strefa maluchów, gdzie do woli można było podziwiać kaszlaki wszelkiej maści: i oryginalne i potuningowane, i pierwsze serie i eleganty – krótko mówiąc wszystko, czego każdy amator wypatrywania maluszków na zlotach może sobie wymarzyć.

Rzeczony maluch i Syrena
Rzeczony Jelcz
Małą próbka pierwszej wspomnianej strefy…
…i tej drugiej.
Jeszcze trochę więcej maluszków.

Reszta imprezy to już czysta mieszanka roczników, krajów i segmentów. Istna orgia klasyków na oczach zwiedzającego. Na zakąskę trochę aut stojących w pobliżu strefy maluchowej, ale danie główne to wzgórze górujące nad całością obiektu oraz teren wokół niego: Wołgi, Mercedesy, Warszawy, Polonezy, Cadillaki, BMW, czy nawet angielski Wolseley z przełomu lat 40. I 50. Kurczę, był nawet Buick Electra podobny do tego, którym jeździł Fronczewski w 19. odcinku „07 zgłoś się”. Hydrocytryny żadnej nie widziałem, ale z drugiej strony na Lubelskich Klasykach też Golfów dwójek nie widziałem, a wrzuciłem zdjęcie z jednym w tle…

Późnawa pora a mimo to nadal pełno wszystkiego (Fasola odłóż tę flaszkę!)
Nowe pokolenie zapoznaje się z dziedzictwem polskiej motoryzacji. I o to chodzi!
Amerykański Polonez i polski Polonez
Ooo, podobuje się dla mnie!
To zresztą też.
Masz fotele z lat 80., ale i tak mi się podobasz:*
Prawdopodobnie największy rarytas na tym zlocie – nzjadźcie drugiego takiego z kierownicą po naszej…
Ponoć policja angielska często nimi jeździła.
Na dwa lata przed szczytem szaleństwa amerykańskich designerów…
…i ów szczyt
Klasyka polskich zlotów, a wcześniej branży taksówkarskiej… Podobnym jak ten po prawej jeździli w „Rozmowach kontrolowanych”. Czy to oznacza, że taka Beczka to kolejny Ochódzki po Borewiczu?
Przejaw czystego geniuszu: lata 50., silnik poprzecznie, przód napęd, ogromna ilość miejsca dla jadących z przodu i z tyłu… Europejczycy całymi latami nie byli w stanie dogonić Wielkiej Brytanii.
Niemiec z amerykańskiego koncernu raz!
Niemiec z amerykańskiego koncernu dwa!
Nie udało mi się mu zrobić zdjęcia w tym roku, macie więc fotkę poglądową z zeszłorocznej edycji.
Kolejny zlot, kolejne F-body:D
Sekcja polska
Sekcja przyjaźni polsko-jugosłowiańskiej
No i Łada na finał tego tryptyku socjalistycznego.

W pobliżu górki stała sobie scena, w jej pobliżu sekcja motocyklowa oraz mini giełda. Na poprzednich edycjach pamiętam m.in. stoiska z książkami, których tym razem zabrakło, ale za to było można było się obkupić w modeliki i resoraki, a także zestaw obowiązkowy każdej imprezy motoryzacyjnej: naklejeczki – dla fanatyków polskiej motoryzacji, beemwiarzy, vagowców, koneserów tłustego basiwa, oraz prawdziwych wesołków-miłośników Janusza-nosacza. Głodni żywności również znaleźli coś dla siebie, wystarczyło trochę odejść od naklejek i modelików i oczom ich ukazywały się foodtrucki – tradycyjne zapiexy, kiełbachy od OSP Podpalaczy, czy burgerki z busa o dość hipsterskim logotypie.

Oto i sekcja moto.
Polecam spojrzeć na tabliczki pod tym Chartem – niejedno przeżył jak widać!
I naklejeczki… Nie wszystkie tak wyglądały, były też bardziej samochodziarskie.

Na scenie też coś tam się odbywało. Ważniejsze to co pod sceną – a organizatorzy dbali o to, żeby wszyscy uczestnicy angażowali się w tworzenie atmosfery – O 12 katowanie głowic i wydechów strzałami w maluchach – nie załapałem się, bo za późno przyjechałem, ale domyślam się jak to wyglądało, bo ja i moje bębenki w uszach nieraz tego doświadczaliśmy, zaś o 14:30 „głośne ŁUTUTUTU” jak to ładnie określiło ciało organizacyjne. Także miasto wiedziało, że impreza się dzieje i jest grubo.

Po jakichś trzech godzinach coraz więcej aut zaczęło się rozjeżdżać, więc na mnie też nadszedł czas. Pojechałem do domu ogólnie zadowolony ze zlotu. Grunt, że frekwencja nie zawiodła – dobrze, że na to zawsze można na Tłokowisku liczyć. Właściwie przeraziła mnie tylko jedna rzecz: środek niedzieli, a Garwolin cały zakorkowany w kierunku Lublina… u Was tak zawsze? Znajomi mówili, że to wina imprezy, ale jak dla mnie za mały ruch ona generowała, być może jakiś wypadek był na obwodnicy i cały ruch skierowano na miasto. Nie wiem, ale współczuję i życzę jak najmniej stania w korkach, bo Garwolin to w gruncie rzeczy fajna miejscówa. W sam raz na klimatyczny zlocik raz do roku. Mam nadzieję, że w przyszłym również wpadnę i się nie zawiodę. Nie wpuszczajcie youtuberów.

I jeszcze parę fotek na dokładkę – na sam początek Łada podobnej do tej Prokopa z serialu „Dom”
American Malaise (wygooglujcie sobie ten termin), ale i tak robi wrażenie.
Z roku na rok coraz bardziej mi się podobają Mazdy z tamtych roczników.
Jak dla kogoś to zbyt ostentacyjne to spokojnie – nieopodal stała Panda jedynka dla skontrastowania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *